Jak
zwykle Orędzia są publikowane chronologicznie także gdy były
wcześniej. C.P.
Czytelnikom
tych Orędzi nie muszę dodawać iż o Smoleńsku Pan mówił dużo
i podał wersję mieszaną, to znaczy zostali zabici w Polsce i w
Rosji, kilku agentów rosyjskich nie zostało zabitych znajdujących
się w okultystycznej liczbie 96.
A
także, że Pan Jezus chciał i chce Centrum Smoleńskiego,
obywatelskiej placówki badawczej.
Niedziela,
28 czerwca
Około
8.00
Zapisz
dziecko
-
Ten czarnoskóry Amerykanin był przestępcą, agresywnym i złym
człowiekiem, dodatkowo rozzuchwalonym.
Z
takim rozzuchwaleniem i patologią wśród czarnych w USA i nie
tylko, w innych krajach białego człowieka policjanci spotykają się
często.
Dlatego
należy mieć wyrozumiałość dla tego policjanta, że wyszedł z
siebie. Jak ktoś przeciąga strunę to chce mu się zrobić krzywdę,
jak mówicie. Policjant wiedział, że może go zabić, ale jest w
dużym stopniu usprawiedliwiony.
Amen.
-
Dziękuję Panie Jezu. Chwała Tobie Chryste.
Otrzymał
Cyprian Polak ( Krzysztof Michałowski)
.....……………………………………………………………
Poniedziałek,
29 czerwca
Uroczystość
świętych Apostołów Piotra i Pawła.
22.45
-
Tak, dziecko obłożysz klątwą amerykańskie wojska stacjonujące w
Polsce. Te, które są i które przybędą.
Gdyż
są one dla wyzysku Polaków, przeciw polskim interesom i nie pomogą
przeciw Rosji, a tylko mogą zaszkodzić.
Rzuć
klątwę, dziecko.
-
Ja, potomek polskiej, patriotycznej elity, po mieczu wnuk Tadeusza
Michałowskiego, podpułkownika Armii II Rzeczpospolitej, oficera
Armii Krajowej, uczestnika Powstania Warszawskiego, uciekiniera z
transportu do Katynia, (po wojnie prześladowanego przez wrocławskie,
żydowskie UB, które mu skróciło życie), pochodzącego ze
szlacheckiej rodziny herbu Poraj (Róża),
z
woli Boga Wszechmogącego, w Trójcy Jedynego, z woli Jezusa
Chrystusa, Króla Polski intronizowanego przez Boga Ojca 20 lutego
2020 roku, rzucam klątwę Bożą na wojska amerykańskie
stacjonujące w Polsce, które są i które będą.
Przeklina
was Bóg.
Przeklina
was Bóg.
Przeklina
was Bóg.
Amen!
Amen!
Amen!
-
I tak się stanie. Klątwa dotknie wojsko amerykańskie na polskiej
ziemi i wszelkie ich zamysły na polskiej ziemi.
Dotknie
dowódców i szeregowych i wszystko co jest ich.
Zaczną
chorować i będą ich dotykać różne nieszczęścia.
Nie
pozwolę panoszyć się na polskiej ziemi żadnym wojskom rzekomych
sojuszników, które chcą wyzysku Polski i dbają tylko o swoje
interesy, robiąc krzywdę Polakom.
Każde
wykorzystanie przez nich ( nadużywanie) bezprawnego i przestępczego
immunitetu im nadanego przez (nie)polskie władze będzie przeze Mnie
karane.
Lecz
Polacy cóż czynicie?
To
jest dopust na was i sami ten bat na siebie spuszczacie.
Módlcie
się, ofiarujcie Mi, Chrystusowi Królowi i Mojej Matce Królowej
Polski. Uciekajcie się do Jej opieki. Proście zmiłowania.
Pokutujcie: Post, jałmużna, różne drobne i większe wyrzeczenia.
Wszystko
z miłością do Boga i także swego kraju.
Amen
moje
dzieci.
Opublikuj.
-
Dziękuję Panie Jezu, Chryste Królu, nasz Zbawco.
Chwała
Tobie Chryste.
Otrzymał
Cyprian Polak (Krzysztof Michałowski)
//////////////////////////////////////////////////////////////////////////////////////////////////////
Nieznana
wiedza dotycząca jednego aspektu Smoleńska uzyskana w lipcu 2010
/
Zostawiony mniej więcej zapis tak jak było to 4,5 roku temu/
Ja
Krzysztof Michałowski (w przestrzeni internetowej występujący
zwykle pod pseudonimem Cyprian Polak, ale i pod własnym imieniem i
nazwiskiem), wnuk Tadeusza Michałowskiego, przedwojennego
podpułkownika 24 pal z siedzibą w Jarosławiu pochodzącego ze
szlacheckiej rodziny herbu Poraj spisałem to w tej formie w lutym
2016.
Było
to w lipcu 2010 r.
Postanowiłem
sprawdzić jakie może być zainteresowanie scenariuszem, opowieścią
o Powstaniu Warszawskim przed planowanym przeze mnie wydaniem go jako
ebook, bądź książka papierowa.
W
związku z tym w Opolu, w niektórych dzielnicach, gdzie były domy
jednorodzinne rozprowadzałem swój scenariusz o Powstaniu
Warszawskim jako e-book nagrany na płycie kompaktowej.
Bywało,
że wdawałem się w pogawędkę z osobami, które były
zainteresowane moją pracą. Tak i było w przypadku mężczyzny,
który wyjawił mi ważną rzecz dotyczącą 10.04.2010, czyli tak
zwanego Smoleńska.
Miało
to miejsce, jak pamiętam, w dzielnicy Grudzice. Zapamiętałem to
miejsce i być może wtedy gdzieś zapisałem na papierze. Wydawało
mi się, że to miejsce pamiętam dokładnie i znajdę bez problemu,
miejsce tj dom , w którym mieszkał mężczyzna, który zdradził mi
tę tajemnicę. Zdradził, to znaczy wygadał się, czego zaraz chyba
pożałował.
Dom
w którym mieszkał nie był zbyt wyszukany. Taki dom inteligenta
uczelnianego, który wprawdzie wybuduje ten swój dom i na to go
stać, ale nie stać go na zbyt wiele. Dom był z tarasem, prosty,
mocno oszklony , o płaskim dachu. Na podwórzu chyba był lekki
nieporządek, ale nie raził. Widać było , że tu nie mieszkał
cham ani prymityw, nie mieszkały takie osoby. Widać było, że
gospodarz domu nie wysadza się na żadne fircyfuszki. Ale był to
dom, w którym się można dobrze czuć, wraz z obejściem. Dzisiaj,
czyli po pięciu i pół roku dom ten się mógł zmienić. Być może
dlatego go nie poznałem około dwa miesiące temu. Ale nie sądzę,
inne szczegóły topografii nie zgadzały się. Raczej na pewno nie
jest to ten dom i ta ulica. Ale po kolei.
Zaczęliśmy
rozmawiać o różnych sprawach, nie od razu o polityce, ale szybko
na nią zeszło. Wydaje mi się, że rozmawialiśmy dość długo, to
znaczy około 45 minut. Czyli jemu i mi dobrze się ze sobą
rozmawiało. Choć tutaj do pełnego obrazu jedna uwaga dotycząca
wyjawionej informacji. Ale o tym później.
Mężczyzna
ten zrobił na mnie dobre wrażenie, to znaczy spodobał mi się.
Jego
fizjonomia i typ. Pamiętam nawet, że przez chwilę zastanawiałem
się czy to nie jest podróżnik Ryszard Czajkowski którego
zapamiętałem z programów telewizji Edusat. W pierwszej chwili
wydał mi się, jak się rzekło, bardzo podobny, ale po chwili
zorientowałem się, że podobieństwo nie jest bliźniacze. I w
trakcie chyba początku rozmowy zorientowałem się, że to nie może
być on, także z tego co ludzie z początku takiej rozmowy o sobie
wzajemnie mówią. Zatem miał całkiem siwą brodę i wąsy i włosy,
podobnie jak Czajkowski na jednym ze zdjęć na którym byli
najbardziej do siebie podobni. Ale to takie podobieństwo do
złudzenia. Cera była czerstwa i powiedziałbym różowa. Facet był
szczupły, wzrostu chyba około 175 cm, miał dobrą postawę,
sympatyczny, szczera twarz. Powiedział o sobie, że jest
emerytowanym pracownikiem uczelni, to znaczy naukowym pracownikiem
uczelni. Prawie na pewno Politechniki Opolskiej, czyli dawnej Wyższej
Szkoły Inżynieryjnej. Pamiętajmy , że jego wygląd od tej pory
mógł ulec zmianie, bo to prawie 6 lat. Mam wrażenie, że nie
postarzał się bardzo, ale różnie może być.
Zaraz
przejdę do informacji co wyjawił, proszę o cierpliwość.
Informacja ta jest wytłuszczonym drukiem, więc jak ktoś chce to
może zajrzeć już teraz, albo zauważył ją wcześniej.
Więc
rozmawialiśmy o tym i owym. Nić jednak rozmowy poszła dzięki
temu, że przyszedłem doń z wartościowym dla niego materiałem i
niejako w sprzedaży bezpośredniej, a więc konkluzja, coś nie tak
jest z krajem, z sytuacja młodych ludzi. Myślał zapewne, że
jestem trochę młodszy niż byłem, bo tak często wyglądałem,
często dawano mi mniej, nawet dziesięć lat. W związku z tym też
dlatego, a trochę, że nabrał zaufania do mnie zaczął mówić o
swoim synu, narzekać na niego. Było mi trochę głupio i starałem
się o tym rozmawiać dyplomatycznie. Piszę o tym wszystkim z dwóch
powodów: są to i informację, które mogą pomóc zidentyfikować
rozmówcę, ponadto daję kontekst sytuacji w której zdradził mi
ważną rzecz o 10.04.2010, dzięki czemu będzie zrozumiałe jak to
się stało, że powiedział to nieznajomemu i że nie było to tak
ni z gruszki ni z pietruszki. Chodziło o to, że syn nie ma pracy –
skończył kierunek artystyczny – malarstwo przy Uniwersytecie, bo
w Opolu nie ma ASP, ale jest jakieś ichni odpowiednik ASP przy
Uniwersytecie. I minęło już kilka lat, a on siedzi w domu (chyba
chodziło o czas od 3 do 5 lat) i nic nie robi. Czasami wpadnie mu
jakiś grosz za obrazy, a przeważnie nie ma dochodów. Ojciec, czyli
mój rozmówca zwracał się do niego nawet bezpośrednio przy mnie z
podwórza aby zamknął drzwi od tarasu, balkonu, bo jest przeciąg.
Nawet podniósł głos, ochrzaniał go niemal przy mnie. Niemal bo
syn był w głębi domu, może wyszedł przez taras, ale do nas nie
schodził. Potem chyba mówił, że mógłby posprzątać. Wyszło
więc , że synowi się nic nie chce, taki był kontekst. Ogólnie
był niezadowolony z syna i w konflikcie z nim jak widać.
Zeszło
na sprawy patriotyczne, zapewne stąd, że ja z opowieścią o
Powstaniu i potem na sprawy polityczne.
Ten
mężczyzna pierwszy poruszył sprawę Smoleńska. Ja ponieważ
zajmowałem się tym mocno w kwietniu i maju zwłaszcza, miałem dość
dużą wiedzę jak na ten czas. To też go chyba nastawiło
pozytywnie w tym kierunku, że młody człowiek z pasją i wiedzą na
ten temat. Ja wtedy zresztą nie byłem przekonany o teorii
inscenizacji. Doszły mnie słuchy jak i o mgle okęckiej. Jednak
przez pierwszy miesiąc, a właściwie do końca maja chciałem się
przekonać niezbicie, wyrobić sobie zdanie czy to był zamach –
oczywiście tam na Siewierny, czy też nie. Byłem przekonany o
zamachu, ale dalej nie szedłem mając jednak dość dużą wiedzę o
wszystkim co nie grało wtedy, o pytaniach bez odpowiedzi. Toteż tak
rozmawialiśmy. Było chyba i o info na serwerze tvp info , czyli
przemówienie Komorowskiego trzy godziny przed zamachem. Czyli
wiedzy, o tym jak to rozumieliśmy, o zamachu przed zamachem.
W
tym kontekście powiedział mi:
Że
jego żona przyjaźni się z mamą Schetyny (Danuta Schetyna). Było
to powiedziane w ten sposób, że są mocno zaprzyjaźnione, nie
pamiętam dokładnie słów, w każdym razie nie było to nawet, że
są tylko koleżankami, ale że jest zaprzyjaźniona ,czy mocno
zaprzyjaźniona. Chyba powiedział, ze bardzo przyjaźni się z
Danutą Schetyną.
I
Jej syn, czyli Grzegorz Schetyna, obecnie szef Platformy
Obywatelskiej wyznał swojej mamie, że Donald Tusk odwołał
go, czyli Grzegorza Schetynę, w piątek wieczorem z ustalonego
wyjazdu, wylotu do Smoleńska.
Ta
zaś zdradziła to swojej przyjaciółce
W
piątek wieczorem!.
Jak
wiemy narracja oficjalna, przywoływana kilka razy przez Schetynę we
wspomnieniach gdy wszyscy bardzo wspominali.. była taka, że miał
lecieć w sobotę, z delegacją prezydenta nazwijmy to. Ale premier
Tusk poprosił go aby leciał z nim w środę, co zrobił i co niby
oficjalnie jest potwierdzone. (Może jest, ale z tym środowym
wylotem jest też wiele dziwnych rzeczy, ale to nie temat tego
zapisu).
Więc
miał lecieć w sobotę, ale poleciał w środę i w związku z tym
nie mógł już polecieć w sobotę, wedle publicznego informowania.
Przypomnijmy,
że były osoby, które dwukrotnie udały się w podróż. Co jest
przez nie relacjonowane. Nie pamiętam dokładnie, bo już dawno do
tego nie sięgałem (ale to oczywiście informacja publiczna), ale
taką była m. in. chyba Zuba z PiS. W tym kontekście, to że
Schetyna mimo iż poleciał w środę z Tuskiem miał także lecieć
w sobotę i było to ustalone, choćby w kręgu rządowym , czy
między nim a Tuskiem, nie jest wcale dziwne, nie jest
nieprawdopodobne. Nie byłby jedyną taką osobą.
Powtarzam:
Grzegorz Schetyna zdradził swojej mamie, że miał lecieć w sobotę
i jeszcze do piątku wieczorem, było to ustalone, przynajmniej
między nim a Tuskiem, a Tusk odwołał go dopiero z tej wizyty w
piątek wieczorem, czyli 9 kwietnia. Czyli powiedzmy Tusk dowiedział
się czegoś, co wiedział, że zagrozi , czy może zagrozić życiu
Schetyny, czy jego przymusowym zniknięciu na pewno nie wcześniej
niż w piątek, można przypuszczam, ze możliwie najszybciej jak się
dowiedział to go odwołał z tej wizyty. Przypuszczam, że zrobił
to zaraz jak się dowiedział czyli dowiedział się wieczorem w
piątek i odwołał go zaraz z tej wizyty. Ale to rzecz druga.
W
każdym razie informacja – Tusk odwołuje Schetynę z sobotniej
wizyty w Katyniu w piątek wieczorem 9 kwietnia. Nie zaś jak mówi
się, że miało to miejsce z chwilą decyzji, czy już lotu samego w
środę.
Ta
ważna informacja została ukryta i przekłamana. Przekłamana bowiem
przedstawiono ją jako informację, że Schetyna zrezygnował z
pierwotnego planu lotu w sobotę bo poleciał w środę z Tuskiem.
Ukryta
– Tusk miał, czy dostał wiedzę, że coś niedobrego może
zdarzyć się 10.04.2010 i odwołał Schetynę w piątek wieczorem.
Czyli coś ukrywa, bo ta wiedza nie może dotyczyć tylko Schetyny,
że on akurat ma nie lecieć.
I
Schetyna ukrywa i kłamie przedstawiając to inaczej i nie mówić o
tym, że miał lecieć w sobotę i odwołał go Tusk w piątek
wieczorem.
Był
to czas, zaraz po 10 kwietnia, gdy różni ludzie publiczni mówili
różne rzeczy na początku, które potem musieli korygować. To co
padło, zostało powiedziane, najważniejsze było na początku. Jak
widzimy i powiedziane niepublicznie, w kręgu rodzinnym. Zatem
Schetyna wygadał się mamie zaraz na początku, a ta zdradziła to
swojej przyjaciółce, ta powiedziała mężowi. I nie wyszło by to
dalej gdyby nie przypadek, Opatrzność właściwie, że się
dowiedziałem, bo jeszcze druga informacja dotycząca 10.04.2010
zupełnie innego rodzaju i w innym czasie trafiła do moich uszu.
Co
do Danuty Schetyny, wiadomo, że jeszcze żyje. Nie wiem jednak czy
żyje żona tego naukowca, który zdradził mi sekret i czy żyje on
sam. Ze względu na wiek i możliwe choroby. Zakładam, że tak, ale
tego nie wiem. Założyć można – skoro żyje starsza od nich
Danuta Schetyna
Nie
wydaje mi się trudne znalezienie tego człowieka i jego żony. Ona
nie mogłaby odmówić zeznania przed prokuraturą, Schetyna z racji
pokrewieństwa mogłaby odmówić.
Dokładniejszych
szczegółów nie znam. Wszystko co wiem napisałem. Nie wiem w jaki
sposób Tusk odwoływał z wizyty Schetynę. Czy telefonicznie, czy
przez wysłannika, czy spotkali się i gdzie? Co robił w tym czasie
Schetyna i co Tusk. Tego nie wiem. Te informacje nie są
najważniejsze w tej sytuacji, ale oczywiście byłyby bardzo
przydatne.
Muszę
jeszcze uzupełnić. Gdy mi powiedział o tym ów sympatyczny
emerytowany naukowiec inżynier to wypaliłem : Trzeba to wrzucić w
internet! Na to on się nieco zasępił i powiedział, że lepiej nie
wrzucać. Ja mu przyznałem rację, żeby go nie spłoszyć.
Atmosfera się jednak od tego momentu popsuła. Jeszcze
rozmawialiśmy, ale to już nie było to. Podałem mu też adres
mailowy, bo chciałem z nim powymieniać uwagi na tematy techniczne
tej absurdalnej katastrofy, przede wszystkim związane z podstawowymi
prawami fizyki, które wtedy zdały się ulec zawieszeniu. Jednak,
jak wtedy wyczułem, nie napisał do mnie i raczej było to z powodu
tego iż od momentu, gdy powiedziałem co powiedziałem, popsuła się
atmosfera między nami.
Od
tej pory go nie spotkałem (ani wcześniej) i nie widziałem.
Informacji
też w rzeczy samej nigdy nie upubliczniłem, nie mówiłem też o
niej, w prywatnych kontaktach z blogerami, osobami zainteresowanymi,
ani także prywatnie osobom, które znałem przed 10.04., ani z
dalszej rodziny.
Krzysztof
Michałowski
/////////////////////////////////////////////////////////////////////////////////////////////////////////
Nieznana
informacja dotycząca Smoleńska, uzyskana w sierpniu 2012
/
Materiał został spisany w tej formie w lutym 2016. Zostawiam go w
tej formie w jakiej został napisany, tylko w stosunku do pierwowzoru
są drobne opuszczenia dotyczące mnie, są niepotrzebne, a w
publikowanych Orędziach ich nie ma/.
Sebastian
Kurek powiedział mi bardzo ważną rzecz dotyczącą 10.04.2010.
Opowiem jaka to rzecz i jak do tego doszło, że mi opowiedział, kim
był Sebastian Kurek i skąd mógł mieć taką wiedzę jako osoba
nie związana z 10.04.2010.
Od
początku brałem intensywny udział w tak zwanym śledztwie
obywatelskim dotyczącym „katastrofy smoleńskiej”, tragedii
10.04.2010. W tym celu założyłem blog na portalu salon 24
występując pod nickiem Cyprian Polak, a potem także na portalach
Niepoprawni.pl , i Nowy Ekran. ( Na portalu Niepoprawni zostałem
zablokowany po czasie pół roku aktywności).
Podpisałem
się też pierwszy raz swoim nazwiskiem pod swoim artykułem pod
tytułem:” Posłanki Szczypińska i Kempa przyleciały
10.04.2010 samolotem” w lutym 2012.
W
sierpniu 2012 odwiedziłem sklep należący do Sebastiana Kurka i
jego ojca.
Sklep
ten znajduje się w miejscowości Głubczyce, powiat Głubczyce, woj.
Opolskie.
Sebastiana
Kurka znam z pierwszej klasy technikum rolniczego gdzie chodziliśmy
wspólnie do jednej klasy. Biorąc pod uwagę wszystkich chłopców w
klasie był moim najlepszym z nich kolegą.
Potem
zmieniłem szkołę na LO.
Rodzina
Kurków jest znana w Głubczycach. Oprócz sklepu mięsnego mają też
restaurację „U Kurka” , którą prowadzi (zajmuje się głównie)
mama śp. Sebastiana.
Zawsze
byli dobrze sytuowani, jeszcze za komuny.
Sebastian
był chłopcem pewnym siebie, bez kompleksów, żywym, towarzyskim,
sprytnym, łatwo nawiązującym kontakt, lubiącym ludzi. Sympatyczny
– był bystry, a nawet bardzo bystry i miał też cięty język gdy
potrzeba, z czego znałem go przede wszystkim z okresu wspólnego
chodzenia do klasy, a potem także w rozmowie gdy byłem w tej
miejscowości. Mam tam też rodzinę.
Spotkanie
nasze trzeba uznać za Palec Opatrzności, gdyż nie będąc w
nastroju z powodów osobistych wcale nie miałem z nim ochoty wtedy
rozmawiać. On jednak ciągnął mnie za język co u mnie się dzieje
i dopiero dzięki mojej odpowiedzi, odpowiedziom, której nie byłoby,
gdyby nie jego ciągnięcie mnie za język powiedział mi o
rzeczy, która stała się jak sądzę przyczyną jego śmierci, już
za dwa miesiące.
Trzeba
cofnąć się nieco wstecz.
Dwukrotnie
po 10.04.2010 opowiedziałem mu w skrócie co wiem o 10.04.2010 na
podstawie innych i moich dociekań śledztwa obywatelskiego. Było to
dość wcześnie w maju 2011, a druga rozmowa chyba wcześniej. Dość
wcześnie, to znaczy nie miałem tej wiedzy, którą nabyłem w roku
2012 ,a potem w 2013, ale wystarczająco wcześniej aby wiedzieć o
inscenizacji katastrofy na Siewierny i o braku śladów pobytu i
wylotu Delegacji z Okęcia. Nie były to długie rozmowy, jednak
wiem, że się zainteresował i po tym jak pytał o miejsca w
internecie gdzie można o tym przeczytać wiedziałem, że choć
zajęty dość biznesem i rodziną znajdzie trochę czasu bo
poszerzyć swoją wiedzę. Czy i jakie nurtowały go wątpliwości,
jaki powziął pogląd, nie wiedziałem dokładnie bo od maja 2011 o
tym nie rozmawialiśmy, po prostu się nie spotkaliśmy.
Wtedy
w roku 2012 w czasie pisania i umieszczania moich jednych z
najważniejszych artykułów „ Szczypińska i Kempa przyleciały
10.04.2010 samolotem” i „Ludzie z pociągu: 60- ciu posłów PiS
w drodze do Smoleńska.” W lutym i marcu 2012 działy się koło
mnie, jak to mówią, dziwne rzeczy. Miałem wizyty w obejściu domu,
który wtedy był dość opustoszały to znaczy zajęte było tylko
mieszkanie, które ja zajmowałem, inne nie zasiedlone, w trzecim
mieszkanka na zimę wyjechała do córki. Kręcili się jacyś
ludzie, którzy straszyli mnie strasząc nie wprost. I było to
jasne, że jest to w związku z pisaniem o tzw . Smoleńsku i moimi
dociekaniami. Zresztą takie rzeczy były już wcześniej, ale bez
bezpośrednich wizyt.
Piszę
o tym, bo miało to wpływ na to, że się dowiedziałem czegoś od
Sebastiana Kurka, o czym poniżej.
Byłem
przychodząc do sklepu, po dłuższej wyprawie wakacyjnej i ta
aczkolwiek była trochę męcząca, jednak jak to oceniłem były to
najlepsze wakacje w moim dotychczasowym życiu, jednak z różnych
innych względów byłem wtedy nie w sosie.
Też
traf, że akurat on był bo zatrudniali sprzedawczynie, ale czasami
był widoczny on czy ojciec.
Więc
gdy Sebastian mnie zagadnął będąc wtedy w sklepie chciałem go
zbyć, on to zobaczył i wiedział, że nigdy tego nie robiłem i
zaczął dopytywać. Zeszło też w końcu na to, że on świeżo też
po wakacjach i ja. Jednak na jego jakimś dziwnym trafem uporczywsze
dociekania co u mnie trochę może i zniecierpliwiony powiedziałem
mu co u mnie w jednym aspekcie. Mianowicie powiedziałem w końcu,
że u mnie jest dość nietypowo, w związku z moim pisaniem o 10.04.
2010, jestem namierzony, namierzany przez służby stojące za tym
zamachem, miałem między innymi głuche telefony, ale także i
wizyty wyszkolonych ludzi wysyłanych przez nich i różnie może dla
mnie się to skończyć. (Bo i wtedy właśnie zrobiłem przerwę w
aktywności w internecie i mailową. Niektórzy nawet dopytywali się
o mnie, czy wszystko w porządku. Jak już zrobiłem przerwę to
zaczęły się dziać dziwne rzeczy z blogiem FYM i zabito
Petelickiego. To o czym wiadomo. Więc szła jakaś seryjna czystka).
Na to Sebastian popatrzył na mnie dziwnie. Pomyślałem, że uznał,
że opowiadam niestworzoną historię, choć jego wzrok nie do końca
to mówił, w każdym razie wpatrzył się we mnie pilnie i dziwnie i
mówi: (Cytuję z pamięci, słowa są często przybliżone, nie
dosłowne, ale często i dosłowne bo przecież była to rozmowa,
którą oczywiście dość dobrze zapamiętałem. )
„ Bo
to wszystko jest mistyfikacja. Nie było żadnej katastrofy. To
wszystko szyte jest grubymi nićmi.”
Wydało
mi się specyficzne, że używa starego określenia „szyte grubymi
nićmi” dlatego, że tak się złożyło i tak wisiało w
powietrzu, że w 2012 roku ja zacząłem używać tego określenia i
nie tylko ja.
Popatrzyłem
z kolei na niego ja i myślę „ Ba któż wie o tym lepiej ode
mnie”. Myślę, że przecież nie on, bo nawet jak pogłębił
swoją wiedzę o 10.04.2010, to nie może mieć takiej jak ja. Jako
zwykły cywil na prowincji bez kontaktów z warszawką, z ludźmi
służb itd. A czasu tyle ile ja nie mógł poświęcić, ani nawet
połowę itd.
Sebastian
Kurek dalej ciągnie w podobnym tonie. Mówi z przekonaniem, że wie,
że w Smoleńsku była mistyfikacja i że wszystko rozegrało się w
Warszawie. Tu już byłem trochę bardziej przekonany. W końcu pytam
go skąd o tym wie?
Od
słowa do słowa przychodzi do tego, że wie od kogoś, ale w sposób
jaki to mówi jasne jest, że to nie wiedza internetowa.
Nie
mówił jasno, nie chciał mówić jasno, a raczej dokładnie, przy
tym równocześnie chciał bym mu uwierzył, no bo było jasne skąd
on może mieć taką wiedzę, z jakiegoś źródła, tak ni z gruszki
ni z pietruszki.
Okazało
się, że będąc na tych swoich wakacjach dość wypasionych i w
jakimś przyzwoitym ośrodku nad morzem skolegował się z ludźmi
władzy. Niech się to nie wyda nikomu dziwne bo i mi się zdarzyło
nie będąc tak skolegowanym, nie będąc na wódce nawet, dowiedzieć
na przykład od osoby związanej z show biznesem dość mocnych
rzeczy dotyczących jednego z najbardziej cenionych prezenterów
muzycznych które robił jeszcze w latach osiemdziesiątych, rzeczy
nieuczciwych, a wzbogacających go na show biznesie właśnie. Do tej
pory nigdzie w sieci na przykład ani nigdzie indziej tego o nim nie
znalazłem.
Niejednokrotnie
blogerzy i komentatorzy inscenizacji smoleńskiej dziwili się, że
nikt nie chlapnął niczego po pijanemu przy wódce, nie podzielił
się jakąś wiedzą.
Rozumiem
przecież jak to działa. Sam nie podzieliłem się tą wiedzą do
tej pory. Miałem taki zamiar, ale kilka przyczyn wpłynęło na to,
że tego nie zrobiłem.
No
więc Sebastian Kurek chciał być wiarygodny wobec mnie z taką
informacją, a równocześnie nie chciał zdradzić zbyt wiele, jak
rozumiem uważał, że mówienie o tym będzie dla niego
niebezpieczne.
W
trakcie tej rozmowy ostrożnie więc dociekałem jacy to ludzie
byliby i jakiej rangi. On się zastrzegał, że wysokiej, na szczeblu
rządowym. Jak wtedy w trakcie tego wyciągania z niego, ale by go
nie spłoszyć sądziłem, że to drugi garnitur, jacyś ludzie
związani z rządem, ale nie ministrowie.
Ze
względu na to co usłyszałem, tę rozmowę traktowałem jako wstęp
do drugiej rozmowy , spotkania z nim w normalnym miejscu, na
umówionym spotkaniu, a nie z przypadku. Nie chciałem go ciągnąć
na siłę, aby go nie spłoszyć. Z drugiej strony chciałem się
dowiedzieć jakiejś podstawy. Pamiętam, że w pewnym momencie
powiedziałem : „ No, nie mów, że z Tuskiem wódkę piłeś!” .
On odpowiedział: „No prawie.”
Dociskałem,
czy to był minister. Nie potwierdził. To mówię: wiceminister.
Sebastian potwierdził. Wcześniej dociekałem nieco czy to był
jakiś wysoki rangą oficer służb, bo od takiego mógł mieć
wiedzę, bo nie chciał powiedzieć jakiego rodzaju ludzie mu to
wyjawili. On mówił, że nie, że nie oficer służb mu to mówił.
Od jego matki gdy rozmawiałem z nią kilka dni po jego śmierci
dowiedziałem się, że w tej restauracji gdzie skumplował się i
popijał z tymi vipami był jakiś oficer (nie pamiętam czy wedle
jej relacji był to oficer służb, czy oficer wojska po prostu.
Chyba po prostu mówiła oficer). Bardzo możliwe jednak, że nie on
to mówił Sebastianowi. Zakładamy, że taki bardziej pilnuje
języka.
Więc
Sebastian pytał ich (dzięki też temu co mu mówiłem i co sam na
pewno doczytał miał pewną wiedzę i potrafił zapytać.)
Chyba
dlatego, że widzieli, że on nie bardzo wierzy w całą narrację,
czy też pokazał, że nie jest mu obca kwestia inscenizacji na
Siewierny i mgła okęcka powiedzieli mu:
Cytuję
go „ Sebastian, to wszystko jest szyte grubymi nićmi. Oni (
czyli delegaci z TU 101) zostali zabici w Warszawie”.
Ja
jednak w rozmowie jeszcze poddawałem w wątpliwość to co mu
powiedzieli, choć przecież takie było przekonanie części
uczestników tzw. śledztwa obywatelskiego.
Powiedziałem,
że po trzeźwemu nikt by mu tego nie powiedział. Musieli być
pijani. „No, trochę wypili” – przyznał. Nie chciał abym
pomyślał, że skoro wygadali po pijanemu, czy podpici, to gadali
bzdury. Nie wiedział jak głęboko w tym siedzę i że dla mnie to
jest rzecz oczywista, i wcale nie dziwna i nie zaskakująca, tylko
takie potwierdzenie z ust ludzi władzy choćby w randze wiceministra
jest kropką nad i.
Jak
napisałem „powiedzieli mu”. Tak mi przekazał. Czyli nie była
to jedna osoba, która tak uważała, czy miała taką wiedzę, tylko
więcej niż jedna. Można mieć w związku z tym przekonanie, że to
powszechne mniemanie, było powszechne mniemanie wśród ludzi rządu
Tuska, wśród ludzi władzy, czy ogólniej nawet wśród ludzi
wysoko postawionych.
Powiedziałem
też, że czy na pewno wszyscy zostali zabici, bo jest przekonanie
części blogerów, że część przynajmniej żyje gdzieś w
ukryciu. On na to prychnął, wzruszył ramionami, pokazując, że
wydaje się to bzdurą.
Nie
jest tu, w tym momencie istotne jaka jest prawda, jak jest dokładnie,
tylko jakie jest przekonanie ludzi władzy. Nie musi nawet ono być
do końca słuszne, ale ważne jest jaką mają wiedzę i
przekonanie. Nie myślę też żeby oni bardzo dociekali. Dowiedzieli
się ile trzeba, ale w szczegóły ze względów własnego
bezpieczeństwa wolą nie wchodzić. Tyle wiedzą ile im trzeba. I
więcej nie chcą. Przynajmniej jeśli chodzi o zwykłych ministrów
itd., czyli takich którzy nie mają analizować dokładnie tego co
się stało.
Ja
się też dopytałem czy na pewno tak mu powiedzieli. On to
powtórzył.
W
trakcie rozmowy mówiłem mu ostrożnie, że spotkamy się i pogadamy
o tym. On potwierdzał chęć spotkania, nie zbywał mnie, ale było
to tak powiedziane, z kontekstu wynikało, że spotkamy w niedługim
rozsądnym czasie, ale bez pośpiechu.
Pomyślałem
wtedy: „A czy Ty jesteś taki pewny, że będziesz żył? Mając
taką wiedzę i znając twarze tych ludzi, którzy ci to powiedzieli,
powinieneś, albo całkowicie milczeć, albo wszystko upublicznić.”.
Żadnych
nazwisk niestety nie poznałem, ani też żadnej funkcji tych ludzi.
(Na przykład wiceminister transportu itd.
Po
tej rozmowie uznałem, że nie ma na co czekać i trzeba spotkać
się jak najszybciej. Odczekać tę parę dni. Nie chciałem też do
niego dzwonić ze względu na to, że mój telefon mógłby być na
podsłuchu, itp. czy jego też ., a nawet jego tym bardziej. Też nie
bardzo chciałem w sklepie się pojawiać i tam z nim umawiać. Nie
zawsze ponadto był. Niemniej po około 10 - ciu dniach byłem
skłonny sfinalizować plan spotkania z nim. Wiedziałem bowiem, że
wyjadę za granicę i może mnie nie być przez kilka miesięcy.
Wyjazd mój jednak zagranicę nastąpił szybciej niż się
spodziewałem. W czasie pobytu tam, gdy przypominałem sobie tę
sprawę zastanawiałem się, czy ja go zastanę żywego jak przyjadę.
Nieoczekiwanie
jednak mój pobyt za granicą skrócił się o połowę. Wracając,
gdy przypomniałem sobie o tym myślałem : „Krzysiek, przesadzasz.
Sebastian na pewno żyje, nikt nikogo nie zabija. Jak widzisz,
normalnie z nim porozmawiasz. I nie przesadzaj.”
Tuż
po powrocie przypadkowym co do daty, włączam telewizor. 16
października. Info w telewizji w głównym wydaniu wiadomości tvp
1, telewizji publicznej o inscenizacji na Siewierny. Oczywiście, że
to jest wersja rosyjskiego blogera, co podali przy okazji tego iż
ówże Gorojanin iż Barnauła pokazywał zdjęcia mające
przedstawiać naszych zmasakrowanych delegatów. Jednak bez
jakiegokolwiek komentarza zmiękczającego tę „spiskową teorię”,
z poważnym wyrazem twarzy korespondentki z Rosji. W domu u mnie
przełączamy jeszcze na tvp Polonia, aby sprawdzić ,czy to jest.
Jest.
No
więc, rzeczy składają się. To sprawia, że dodatkowo pamiętam o
Sebastianie. Jest więc wtorek. Myślę, jak i wcześniej myślałem,
że nie ma na co czekać i spotkać się jak najszybciej. W tym
tygodniu jeszcze, albo na początku przyszłego tygodnia najszybciej
umówić się z nim i spotkać.
Jest
piątek 19 października. Ktoś najbliższy ode mnie, domownik
rozmawiał właśnie z koleżanką, starszą panią, mamą mojego
kolegi i dowiedziała się, że Sebastian Kurek nagle zmarł. Jak
grom z nieba.
Kilka
dni potem mogę pojechać na grób Sebastiana i do restauracji u
Kurka, gdzie zastaję właścicielkę, czyli mamę Sebastiana Kurka i
proszę o rozmowę.
Rozmawiamy
około pół godziny.
Przedstawiłem
się, powiedziałem, że chodziłem z Sebastianem do jednej klasy,
itp.
Od
razu jednak zorientowałem się, że coś jest nie tak.
Gdy
powiedziałem, że chcę porozmawiać o Sebastianie (oczywiście
składając kondolencje i starając się uszanować jej stan, w jakim
zakładałem, jest kilka dni po nieoczekiwanej i nagłej śmierci
syna, w wieku 42 lat, zostawiającego żonę i dwójkę dzieci w
wieku około 10 lat.) jej reakcją było nie tyle zaskoczenie i
zdziwienie, co byłoby normalne w przypadku przykładnego męża i
ojca, sympatycznego, wesołego i całkowicie normalnego ich syna, o
którym chce rozmawiać dawny kolega z klasy, ale pewna niechęć,
chęć ucieczki, odrzucenie, choć przecież nie wie jeszcze o co
chodzi.
Nie
wie? Właśnie..
Zgodziła
się więc na tą rozmowę, choć niechętnie i poprosiła mnie w
głąb, do pustej sali, było to rano i restauracja była jeszcze
nieczynna.
Nim
poprosiła do środka, gdy mówiłem, że chcę porozmawiać o
Sebastianie i to bardzo ważna sprawa. Powiedziała : „Co takiego
przeskrobał?”.
Nie
chciała za bardzo rozmawiać. Więc nim pytałem o szczegóły
śmierci Sebastiana Kurka, chociaż się to przeplatało,
powiedziałem jej co ja wiem i skąd moje podejrzenia. Powiedziałem,
że jestem blogerem i że tym się zajmuję, to znaczy tzw.
katastrofą smoleńską. I jakie są numery. Inscenizacja na
Siewierny, mistyfikacja pociągu specjalnego do Smoleńska i inne. I
powiedziałem, co mi Sebastian opowiedział. Była tym zdziwiona i
nic nie wiedziała o inscenizacji smoleńskiej, itd. jednak
potwierdzała spotkanie w restauracji i to, że był tam jakiś
oficer, i potwierdzała spotkanie tam, biesiadę z vipami i to, że
uzyskiwał jakieś informacje od nich.
Przypuszczam,
że ani mamie ani ojcu, ani też żonie nie mówił o tym, że się
dowiedział, że delegaci TU 154 zostali zabici w Warszawie. Oprócz
tego, że mogło to być spowodowane tym, że nie chciał ich narażać
posiadaniem takiej wiedzy i aby to nie wyszło jednak na zewnątrz,
że on o tym mówi. To wtedy sądziłem, że pierwszorzędną rzeczą
było to, że nie uwierzyliby nie mając o tym pojęcia. I sądziliby,
że gada bzdury. Ta rzecz mi była znana, bo i na początku, to
znaczy po roku skarżył się i jeden i drugi bloger tym się
zajmujący i potem inny, z którym miałem kontakt nie tylko mailowy,
że własna żona mimo upływu tyle czasu i pokazywania przez męża,
nie przyjmuje tego do wiadomości, a nawet traci w jej oczach, uważa,
że trochę sfiksował, albo przynajmniej odjechał w jakiś matrix.
W każdym razie nie ma takiego autorytetu jak dawniej. Inna osoba
zajmujące się tym publicznie, w internecie, w jednym komentarzu
skarżyła się, że ktoś bliski, czy nawet bardzo bliski powiedział
jej, że jeśli uważa, że nie było destrukcji samolotu z delegacją
na Siewierny i delegaci tam nie zginęli, to powinna leczyć się
psychiatrycznie. Zresztą jak mówiła, niektórzy zabici (zaginieni)
generałowie byli przyjaciółmi domu, a sama jest córką
pułkownika. Zaś inni zaprzyjaźnieni wojskowi mówili jej : „Zostaw
to”.
Wiedząc
więc o tym wszystkim nie dziwiłem się wcale, że Sebastian nie
opowiadał tego swojej mamie, opowiadając za to o innych rzeczach, w
związku z tym spotkaniem. Ani jak jestem prawie pewien nie opowiadał
ojcu ani żonie.
Z
rozmowy i z mojej obserwacji wynikło, że mama śp. Sebastiana
czuła, że jego śmierć mogła być w związku z tym spotkaniem o
którym piszę, i wydawała jej się dziwna. Równocześnie
następował efekt wyparcia i odrzucała to od siebie. Sama śmierć
przyznała, wydawała jej się dziwna. Opowiadała mi, to co można
było w trakcie tej krótkiej przecież rozmowy, o aspektach
medycznych, na moje wyraźne i konkretne pytania. Dokładniejsze
medyczne, coś z nich siłą rzeczy uleciało z głowy, ale i tak bez
wglądu w dokumentację i rozmowę z lekarzami nie było to pełne.
Zatem
było przyjęcie. Na którym był Sebastian. Jak pamiętam, pytałem
czy byli tam obcy ludzie – byli. Dość dużo osób było. Z tego
co pamiętam jakieś osoby przychodziły, wychodziły, tak, że był
ruch i łatwo było mu dodać coś do szklanki z piciem.
Sebastian
nagle stracił przytomność. Jak pamiętam pytałem , czy wcześniej
mu się to kiedykolwiek zdarzyło. Nie, nigdy. Odzyskał tę
przytomność, jednak czuł się bardzo źle i zaraz go zabrało
pogotowie do szpitala. Pytałem czy coś podejrzanego było w
szpitalu. Chwaliła lekarzy, mówiła, że zachowali się bardzo
dobrze (ów szpital głubczycki dawniej zwłaszcza nie miał dobrej
sławy). Pytałem czy byli cały czas przy nim. Cały czas czuwali aż
do śmierci. Od tego czasu gdy trafił do szpitala, jak pamiętam,
czyli od czasu utraty przytomności zmarł po upływie około doby.
Te szczegóły mogły mi się zatrzeć w pamięci. Nigdy zbyt dobrze
nie pamiętam kwestii medycznych. A słyszałem je tylko raz. Ale
myślę, że ogólnie są dokładne. Nie jest to zresztą
najistotniejsze. Ta nagła śmierć i sposób ewidentnie wygląda na
podanie środka, otrucie. I do tego śmierć w piątek, aby sekcja
zwłok, jeśli będzie to była za późno, w poniedziałek i środka
już nie wykaże. Więc z tego co pamiętam Sebastian przed tym
zasłabnięciem na przyjęciu poczuł się wcześniej też dość
nagle źle, objawy były podobne chyba do grypy, nawet może i
żołądkowej. Chyba było to dwa dni, może trzy przed piątkiem.
Potem chyba poczuł się nieco lepiej i wziął udział w tym
przyjęciu i nieoczekiwanie stracił przytomność.
Pytałem
co lekarze mówili na temat zgonu, jaki organ konkretnie wysiadł, bo
przecież musi być jakaś konkretna przyczyna śmierci. Powiedziała,
że wskazali na trzustkę, że trzustka całkowicie wysiadła i
odmówiła pracy. Ale równocześnie wyszło na to, że nie do końca
wiedzieli rozumieli jaka jest przyczyna zgonu.
Tak
sprawiła Opatrzność, albo jak kto chce przypadek, czy los, że
niedługo potem były informacje o ponownym badaniu przyczyny śmierci
Arafata. I ten środek, który miał mu podać Mossad miał bardzo
podobne, czy takie same działanie. Nie pamiętam już dobrze
szczegółów, ale chyba tuż przed śmiercią były jakby objawy
grypy, potem i utrata przytomności, potem jej odzyskanie i szybki
zgon.
Mama
Sebastiana opowiadała, że Sebastiana zbulwersował cynizm do
którego przyznali mu się ci ludzie. Że był jakby zgaszony i
nieswój po tym przyjeździe. No i opowiadał właśnie jak traktują
ludzi i polskie sprawy i był tym zdołowany. Jak pisałem, jak
pokazywała, wiem, że szczerze, że nic o inscenizacji jej nie
mówił, ani o tym, że delegaci zostali zabici w Warszawie.
Próbowała też bagatelizować informację, którą mu podały Vipy,
że delegaci zostali zabici w Warszawie. Że o tak powiedzieli mu
żeby go zaszokować, ot tak sobie, żeby z niego zrobić trochę
durnia, taki wygłup itd. Ja jej na to mówiłem, ze czegoś takiego
nikt nie wymyśli. I ja i inni dawno tak uważaliśmy, czy podobnie,
a ja z powodu pisania o takich rzeczach miałem nawet u siebie, w
swoje dziurze, wizyty wyszkolonych ludzi. No i gdy to uznała,
sugerowała, że to nie jest powód do zabijania, że różne rzeczy
się mówi, zwłaszcza przy wódce. Ja mówię, że tak, ale on znał
ich twarze. Oni opowiadając mu to nie mieli na pewno takich
intencji, żeby mu zrobić krzywdę. Ale rozmowa była na pewno bez
ich wiedzy nagrywana czy monitorowana. Czy przez telefony blackberry,
które mieli, czy w inny sposób.
Powiedziałem,
że im nie zrobiono nic, chociaż chlapnęli, bo to są swoi. A
Sebastian.. Dużo osób zabito po 10 kwietnia, więc dla nich nie
jest to problem jedna osoba więcej.
Powiedziałem,
też, że nigdy nie wypłynęła sytuacja, w której jakiś polityk
stwierdziłby, że wie, że delegaci zostali zabici w Warszawie.
Nawet wrzucona jakoś anonimowo w przestrzeń publiczną. I gdyby
taka rzecz poszła to zrobiłoby się niemałe zamieszanie, (jak
widzimy do tej pory tego nie było). Można by to było wszystko
jeszcze zanegować, ale on znał twarze tych ludzi, poznał ich,
jeśli nawet nie znał nazwisk, to łatwo było zidentyfikować
choćby po zdjęciach, a zresztą być może znał ich z mediów, czy
poznał. Więc w takiej sytuacji, gdy oni mu to powiedzieli, ale
przede wszystkim ich widział, twórcy tak zwanego Smoleńska, nie
mogli na to sobie pozwolić by żył, nawet gdyby wydawało się, że
będzie milczeć, bo pewności nie mieli, czy to nie wyjdzie. Zresztą
opowiedział przecież mi.
Zeszło
na to, że powiedzmy, rozważaliśmy, czy ktoś mógł usłyszeć jak
mi o tym mówił. I czy śmierć mogła nastąpić w związku z tym.
Pytała gdzie mi to mówił. Opowiedziałem gdzie. Nie powiedziałem
tego, ale i wtedy myślałem, że sytuacja tej rozmowy była
idiotyczna, bo nie zaprosił mnie do kantorku, a byli zakupowicze.
Przerywaliśmy jak ktoś był blisko nas, potem znowu. On uznał
zapewne, że jak ktoś usłyszy jakieś fragmenty to i tak nic nie
zrozumie, bo tu są sami ludzie włącznie z jego pracownicami,
którzy o takich rzeczy nie mają pojęcia.
Mówiłem
też Jego mamie, że nie sadzę, aby to miało wpływ, że ktoś by
usłyszał i to przekazał. Na pewno był też obserwowany, ale nie
sądziłem, żeby wśród tych , którzy przyszli do sklepu, byli
tacy. Mówiłem, że to mało prawdopodobne, ale wykluczyć niczego
nie można, jakiś były esbek mógł to usłyszeć, albo
uruchomiony. Ale gdyby wtedy ktoś usłyszał, że do mnie mówi
takie rzeczy i nie będąc pewny czy mi nie powie więcej i kiedy,
raczej nie czekali by niecałe trzy miesiące.
Kwestia
esbeka wyszła też dlatego, że mama Sebastiana dziwiła się kto by
mógł zrobić. (bo też wyszło tak, że nie widziano jakiś obcych
przyjezdnych itp.) Czy ktoś z miejscowych? Pytała.
Mówiłem,
że to został zorganizowane i zaplanowane gdzie indziej, powiedzmy
umownie w Warszawie, ale mogli uruchomić stąd jakichś ludzi,
dawnych esbeków, ludzi służb. Oni są uśpieni, ale mogli pomóc
jak dostali polecenie. W każdym razie nie oni byli inspiratorami.
Pod
koniec rozmowy płakała. Mówiła też, że taka świeża strata i
jeszcze to i ekshumacja (gdyby). Poinformowałem uczciwie, że te
zabójstwa są przez służby, z użyciem specjalnych podawanych
środków, robione w piątek, po to aby sekcja robiona w poniedziałek
nic nie wykazała. Więc jest duże prawdopodobieństwo, że nie
wykaże tego środka. Tym bardziej zakładałem wtedy, tego nie
mówiłem chyba, ale może to było jakoś zaznaczone przeze mnie.
Było dla mnie jasne, że taka ekshumacja i sekcja zwłok bez
dokładnego szukania, przez słabych specjalistów tutejszych, bez
mówienia, że został otruty (bo i musiała by mówić dlaczego)
dodatkowo nic najprawdopodobniej nie da. Ale nie odradzałem tego.
Zostawiłem
mamie Sebastiana Kurka swój numer telefonu, powiedziałem gdzie
mieszkam. Jakby chciała ze mną rozmawiać to jestem gotowy,
aczkolwiek mogę na dłuższy czas wyjechać. Nie było z jej strony
próby kontaktu.
W
jesieni 2013 w rocznicę śmierci, czyli 19 października byłem na
grobie Sebastiana Kurka. Po daniu znicza i modlitwie, zatrzymaniu
się trochę dłuższym, już miałem odchodzić. Coś jednak kazało
mi wrócić. Więc z ociąganiem wróciłem się ,a tu przychodzą na
cmentarz jego rodzice. Na mój widok jego mama zmieniła się na
twarzy. Z niechęcią na mnie spojrzała. Chyba dobrze wiedziała,
zrozumiała z jakiego powodu tu jestem. Nie dlatego, że pamiętam o
koledze którym przez rok chodziłem do klasy w rocznicę jego
śmierci, tylko, że uważam, że został podstępnie zabity.
Natomiast jego ojciec pierwszy powiedział mi dzień dobry, wyglądało
na to, że ucieszył się, że ja tu jestem. Albo nie pamiętał o
tym co mu powiedziała żona, albo nie powiedziała jednak, albo
zapomniał o tym, co mniej prawdopodobne, lub jednak na nim zrobiło
to mniejsze wrażenie niż na żonie bo, przekazała mu relację, a
nie wiem co mówiła. Albo jest bardziej na poziomie.
Śp.
Sebastian Kurek wtedy chciał niewątpliwie aby rodzice wiedzieli, że
ja tu jestem, że przyszedłem na jego grób. No i w związku z czym
przychodzę. Śnił mi się dwu, czy trzykrotnie. Raz rozmawialiśmy
o Smoleńsku. Innym razem było jakby przypomnienie, przynaglenie aby
i w związku z tym i z jego śmiercią coś robić. Jednak wiem
równocześnie, że zmarli nie walczą przede wszystkim o prawdę,
ale przede wszystkim chcą chronić swoje rodziny, także przed
cierpieniem.
Tak,
że dając kilka słów podsumowania;
Nie
ma wątpliwości, że ważni ludzie ( o ile tych, co ich widzimy w
okienkach telewizyjnych możemy nazwać ważnymi) przy wódce
wygadali Sebastianowi Kurkowi, wobec tego że umiał zadać
odpowiednie pytania, rzecz najważniejszą: Na Siewiernym jest
inscenizacja katastrofy, a delegaci zostali zabici w Warszawie.
Wobec tego, że usłyszał to od takich ludzi, znał ich twarze,
bardzo prawdopodobnym jest to, że twórcy tzw. Smoleńska uznali, że
muszą go zabić. Byłoby nawet dziwne gdyby tę rzecz zostawili i
przymknęli na to, w tej sytuacji , oko. Jego śmierć i oznaki
„choroby” do jej czasu, plus piątek jako dzień śmierci
dodatkowo powiększają to prawdopodobieństwo.
Czas
chyba został wybrany dlatego bo szła też jakaś seria, czy mini
seria. Muś (choć jego tożsamość jest wątpliwa). Data tych
śmierci - 19 października. Chore upodobanie do daty śmierci ks.
Popiełuszki. Gry i zabawy. To zresztą zrobiły te same siły,
(masoneria, żydzi), ukryte w wojskowych służbach specjalnych.
Krzysztof
Michałowski