(niedziela
– następny dzień wieczorem) 23 X
Dlaczego
się bałeś wczoraj, aż zareagowałeś złością do Mnie, choć
nie uczyniłem niczego co by Ci mogło sprawić przykrość, a mam do
tego prawo.
Gdybym
pokazał Ci Twoje grzechy, jak w chwili śmierci, jak będzie tu na
ziemi dla całego świata, jak zapowiedziałem, byłoby to dla Ciebie
straszne.
Nie
chcę przez to powiedzieć, że jesteś (byłeś) w grupie
najbardziej grzeszących wśród katolików, ale ten sąd (niejako na
„próbę”) byłby dla ciebie strasznym, choć oczyszczającym
oczywiście doznaniem.
Tak,
bałeś się tajemnicy. Uważasz, że nikt tego nie wie, albo nie
podaje prawdy, a Ty nagle miałbyś ją dzięki Mojemu słowu. A inni
dzięki Twojemu pośrednictwu.
Jesteś
tylko pośrednikiem tych słów. Nic od siebie tu nie dajesz. Nie
masz zasług, które by sprawiały, że tobie właśnie się należą.
Zresztą nikt nie ma zasług, aby doznawać Moich wyjątkowych łask,
Ale po ludzku rozumując ludzie święci, autentycznie święci, w
których mieszkam, mają do nich większe prawo niż nie święci,
częściowo nawróceni, czy Ci w których tkwi jeszcze grzech, jak w
Tobie, mimo spowiedzi, rozgrzeszenia, pragnienia duszy, nawrócenia.
Gdy
grzech zapuści korzenie nie jest łatwo go wyrwać. Ale ja wszystko
mogę.
Nie
jesteś letni, nigdy nie byłeś.
„Brzydzisz
się czynów Nikolaitów”.
Ale
jak wielokrotnie natrafiałeś otwierając przypadkowo Pismo Święte:
„Wróć
do swej pierwotnej miłości”.
Robię
wszystko dla duszy. Jak łagodzę swe wymagania dla duszy, byle ją
pozyskać mogłeś poznać po dwóch zdarzeniach, których nie
będziemy tu szczegółowo opisywać, gdyż czytający te słowa
mogliby się tym zgorszyć.
Gorszyli
się przecież wieloma rzeczami, które w czasie trzech lat mojej
posługi na ziemi mówiłem i robiłem. I to nie tylko faryzeusze,
czy inni wrogowie, ale moi uczniowie, a nawet apostołowie i to nie
raz. A uczniowie – przecież wielu ich odeszło. Bo się gorszyli.
Trzciny
nadłamanej nie złamię, knotka o nikłym płomyku nie zagaszę.
Wszyscy,
którzy jesteście i tą trzciną i tym płomieniem pamiętajcie o
tym:
JESTEM
LEKARZEM DUSZ. WIEM CZEGO DUSZY POTRZEBA.
Nie zawsze dam lekarstwo
mocne. Czasami chory organizm potrzebuje kuracji dłuższej, nawet
takiej jak wy ludzie mówicie : Dwa kroki do przodu, jeden krok do
tyłu.
Ja,
który nie znoszę żadnych kompromisów dla ratowania duszy o dla
okazania jej swej miłości, delikatności, czułości idę nawet na
kompromisy!
Nie
więźcie Mnie w swoich ograniczeniach. Brzydzę się grzechem, ale
nie więźcie Mnie w swoich ograniczeniach.
Wąska
jest jednak ścieżka prowadzące do Mnie i ciernista. Łatwo wpaść
na manowce.
Manowce
są na każdym kroku.
A na
autostradzie do piekła ich nie widać.
Jak
wiesz już synu z pism Valtorty, na przykład z jednej z moich rozmów
z Judaszem i ja miałem pokusy i to nie tylko na pustyni.
Czyż
mam prawo wymagać skoro nigdy nie uległem żadnej z nich, ni myślą
ni słowem, ni tym bardziej uczynkiem by moi wybrani nawet, nigdy nie
zgrzeszyli myślą, słowem, ani tym bardziej uczynkiem?
Jestem
samą Dobrocią, nie czyham na błąd człowieka, grzech człowieka.
Moje
jarzmo jest słodkie, a brzemię lekkie.
Nie
można lekceważyć grzechu, trzeba się go brzydzić i za niego
przepraszać
, a
to przede wszystkim z Miłości do Mnie.
I
jeszcze co ci powiedziałem ponad 10 lat temu (wewnętrznie). Byłeś
zdziwiony. Nie będziemy i tego dokładniej rozwijać, to sprawy
między Mną – Bogiem, a tobą. Ale i tu byłeś zdziwiony jak jest
moja delikatność i łaskawość.
I nie
jest tak, że wybieram mniejsze zło u człowieka. Moja miłość
czyni wszystko aby go nie stracić.
Jak
wiesz choćby z mego życia u Valtorty przymykałem oczy na grzech.
Nie lekceważyłem go, ale i nie rozkładałem rąk w geście pomsty
i Moja twarz nie pałała oburzeniem.
Skromnie
spuszczałem głowę wobec nieprzyzwoitego stroju niewiasty, czy
innego zepsucia, ale nie wołałem: „Ubierz się ladacznico!”.
I do
Ciebie tak nie krzyknąłem.
Grzech
jest jednak śmiercią.
Ja
jestem jednak ponad nim i on Mnie nie ogranicza.
Ja
się go więc nie boję w oczywisty sposób i też się nie bałem w
swoim ziemskim życiu.
Trzeba
się przed nim strzec i unikać nawet bardziej niż śmierci (ale
iluż tak postępuje), ale nie trzeba się go lękać i żyć w
strachu przed nim.
Tak
jak rycerz oswojony jest w walce, tak Ty musisz być oswojony w walce
ze swym przeciwnikiem grzechem. Poznać go i rozumieć, tak jak
rycerz przeciwnika. Jakiej broni używa, jakie ma słabe punkty, jak
go pokonać.
Nie
trzeba drżeć. Cóż za rycerz, który drży przed bitwą.
Jak
mówiłem najwięcej razy i mówię:
„Nie
lękajcie się
nie
lękajcie się
nie
lękajcie się”.
(Odpocznij)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.